Dlaczego jesienią i zimą jest nam smutno?
Czy kiedykolwiek miałeś tak, że skończyło się
lato, powróciła szkoła/ praca i wszystko było w porządku: dobrze Ci szło, nie
miałeś większych problemów, chciało Ci się ćwiczyć, pracować, itd.… po czym, wraz
z początkiem jesieni, powoli zaczęło się robić coraz gorzej? Niby nic się nie
dzieje, ale tutaj sobie odłożę na później; tutaj nie poćwiczę, bo jakoś tak mi
się nie chce; nie wysypiam się, to jeszcze dłużej pośpię; „Ale mi się nie chce
wstawać”, „Nienawidzę poniedziałków”, itp. itd… Po czym przychodził kwiecień-
maj i nagle wszystko na powrót robiło się prostsze i przyjemniejsze. Brzmi
znajomo?
Całkiem możliwe, ponieważ co roku przeżywa to
większość ludzi- w mniejszym, lub większym stopniu. W tym artykule opiszę po
krótce najcięższą wersję tego zjawiska, czyli depresję sezonową (chorobę
afektywną sezonową). Od razu zaznaczam, że dotyka ona niewiele osób, jednak znaczna
część ludzi odczuwa część jej objawów, co jest całkowicie normalne dla
jesienno-zimowych pór roku.
Chcę
Ci pokazać jak można im przeciwdziałać, gdyż nawet jeśli nie cierpisz na
depresję sezonową, to będziesz mógł wykorzystać te metody do poprawienia
swojego samopoczucia, gdy złapie Cię jesienno-zimowa chandra.
Opowiem
czym jest sezonowe zaburzenie afektywne, jak się objawia, kiedy możemy
podejrzewać u siebie chorobę oraz o znanych terapiach stosowanych na tę przypadłość.
Lecimy!
Depresja
zimowa (czy też sezonowa), to zaburzenie, które zaczyna się i kończy mniej
więcej w tym samym czasie każdego roku. Początek przypada na przełom
października i listopada, a koniec na kwiecień, najpóźniej maj. Nie wiadomo
jeszcze jak ta choroba powstaje, ale dużego wpływu upatruje się w zmniejszonej
ilości światła słonecznego i niższej temperaturze w okresie jezienno-zimowym. Zdaje
się to potwierdzać fakt, że zaburzenie praktycznie nie występuje w strefie
okołorównikowej, gdzie powyższe czynniki pozostają niemalże takie same przez cały
rok. Co ciekawe, częściej chorują kobiety niż mężczyźni, a dzieci prawie nigdy,
gdyż najczęściej depresja sezonowa wykształca się u młodych dorosłych.
Podejrzewa się, że objawy wynikają z zaburzeń
neuroprzekaźników w mózgu, szczególnie serotoniny. Hormony wrażliwe na wpływ światła
słonecznego mogą znacząco przyczyniać się do potęgowania objawów sezonowego
zaburzenia afektywnego, takich jak gorsze samopoczucie, przybieranie na wadze,
czy… głód węglowodanowy- jest to spowodowane faktem, iż produkty zawierające
dużo cukrów zwiększają wydzielanie serotoniny, co może mieć łagodzący efekt na
niektóre objawy choroby.
Inne
symptomy depresji sezonowej to: większe zapotrzebowanie na sen, przewlekłe
zmęczenie, lęk, uczucie smutku, drażliwość, trudności z koncentracją i
zapamiętywaniem, problemy w związkach, ciężkość rąk oraz nóg, zmniejszenie
popędu seksualnego, a także wymienione powyżej: zwiększony apetyt z głodem
węglowodanowym, tycie i ogólne gorsze samopoczucie.
Kiedy można uznać, że to choroba? Wtedy, gdy objawy
silnie i negatywnie wpływają na Twoje życie, tzn. nie dotrzymujesz terminów,
przez co nie dajesz sobie rady w szkole/ pracy, nic Ci się nie chce, trudno Ci
się na czymkolwiek skoncentrować, rozpada się Twój związek, odwracają się od
Ciebie znajomi, nie potrafisz się wyspać, mimo, że ciągle śpisz, masz problemy
z wykonywaniem codziennych czynności, nadmiernie tyjesz i obżerasz się
słodyczami… w skrajnych sytuacjach możesz mieć nawet myśli samobójcze.
Podkreślam
jednak, że każdy może doświadczać tych objawów w większym, lub mniejszym
stopniu, więc po dwóch gorszych dniach nie panikuj od razu, że jesteś chory. ;)
Depresję sezonową możesz zacząć u siebie podejrzewać dopiero wtedy, gdy
powyższe problemy realnie zaczną wpływać na jakość Twojego życia. Aczkolwiek, jeśli
masz któreś z powyższych objawów o mniej więcej tej samej porze roku, to dobrze
byłoby skonsultować się ze swoim lekarzem.
Jak to się leczy? Pierwszą skuteczną metodą
jest tzw. fototerapia, czyli naświetlanie się światłem białym o pełnym spektrum
kolorów. Jak to zrobić? Wystarczy, że zaraz po przebudzeniu otworzysz okno, aby
„nałapać” trochę światła słonecznego. Jeśli to niemożliwe, bo jest zbyt ciemno,
możesz skorzystać ze specjalnej lampy do fototerapii (ok. 20 razy mocniejszej
niż normalne, pokojowe oświetlenie) z białym światłem. Wtedy trzeba usiąść
około 2m od niej i patrzeć na nią przez 10- 15min. Jeśli to nie pomaga, zwiększ
ten czas do 30- 45min. Niektórzy czują poprawę szybko, inni wolno, a jeszcze
inni w ogóle nie widzą różnicy. W każdym razie ta terapia na pewno nie
zaszkodzi, a może pomóc. ;)
Kolejnym
sposobem na zmniejszenie objawów są antydepresanty, jednak po nie powinny
sięgać osoby, u których fototerapia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Pomocna
może okazać się również psychoterapia- szczególnie dla osób, które lubią
kontakt z drugim człowiekiem. Najprzyjemniejszą metodą jest chyba
profilaktyczny wyjazd do ciepłych krajów, ale raczej mało kto może sobie na to
pozwolić. :(
OK,
nie jestem chory, ale wciąż mam część objawów. Jak mogę sobie ulżyć? Po
pierwsze, nigdy nie zasłaniaj okien na noc, by rano światło mogło wpaść do
Twojego pokoju. Zaraz po wstaniu otwórz okno i łap promienie słoneczne, a jeśli
to niemożliwe (jest byt ciemno), to zafunduj sobie do pokoju mocne LEDowe lampki
i rozświetlaj swój pokój po przebudzeniu. Oczywiście, jeżeli Cię stać, to
możesz zafundować sobie lampę do fototerapii, ale to jest spora inwestycja,
zarezerwowana raczej dla osób chorych. Wydaje mi się jednak, że porządnie oświetlony
pokój mocnymi LEDami wystarczy. ;) Daj mi znać, jeśli Ci to pomoże. ;)
Warto też pamiętać o małych rzeczach, które
wprowadzają „życie” w naszą codzienną rutynę. Szczególnie pomocna okazuje się…
muzyka. Już takie drobiazgi jak puszczenie ulubionej płyty podczas porannego
prysznica, czy nucenie i pogwizdywanie potrafią skutecznie poprawić nam humor
na długi czas. Tak samo odpowiednie dotlenienie i zadbanie o odpowiednią ilość
snu oraz zdrową dietę zdecydowanie pozytywnie wpłyną na nasze samopoczucie,
pomagając zwalczyć chandrę .
Zamiast siedzieć przed komputerem rozmyślając,
jak to Ci się nic nie chce, możesz przewietrzyć pokój, włączyć ulubioną
piosenkę i przez dziesięć minut wykonywać proste ćwiczenia fizyczne (pajacyki,
skłony, przysiady, pompki, rozciąganie itp.). Nie jest to czasochłonne ani
męczące (nie musisz się spocić), a gwarantuję Ci, że taka krótka chwila
rekreacji da Ci pozytywnego kopa na pół dnia. ;)
A
najszybszy sposób na poprawienie nastroju to… uśmiech. Stań przed lustrem i
uśmiechnij się do siebie szczerze. Efekt będzie jeszcze lepszy, gdy przy tym
pomyślisz o czymś pozytywnym (radosne wspomnienie, zaplanowana impreza,
ukochana osoba itp.). Jest to naukowo udowodnione, że już samo spięcie mięśni
twarzy do uśmiechu powoduje wydzielenie endorfin- hormonu szczęścia. ;)
Podsumowując…
Depresja sezonowa jest ciężką chorobą, która może mieć spory i destrukcyjny wpływ
na Twoje życie, więc nigdy nie powinieneś bagatelizować wymienionych wyżej objawów,
jeśli zaczynają znacząco zaburzać Ci codzienne funkcjonowanie. W takiej sytuacji
koniecznie powinieneś skonsultować się z lekarzem, który może skierować Cię do
odpowiedniego specjalisty i zalecić zakup odpowiedniej lampy. Natomiast, jeśli męczą
cię jedynie niezbyt nasilone objawy, to możesz skorzystać z metod opisanych
powyżej i sprawdzić, czy okażą się pomocne.
Na
koniec dodam jeszcze ciekawostkę: otóż zdarza się też letnia odmiana tej
choroby, ale jest dużo rzadsza i już nie tak łatwo rozpoznawalna. Jeśli
chcielibyście o niej poczytać w kolejnym artykule, lub marzy wam się przybliżenie
depresji sezonowej w stricte medyczny sposób, to dajcie znać w komentarzach. ;)
Tymczasem zachęcam do
komentowania oraz zapisania się na newsletter, by nie przegapić żadnego nowego
posta. Wszelkie sugestie i pytania proszę kierować pod adres mailowy: getthatmed@gmail.com Pozdrawiam! Pobierz darmowego e-book'a, wpisz adres e-mail i kliknij przycisk poniżej:
Świetny wpis! Rzeczywiście po chwili uśmiechania się od razu czuję się lepiej. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Super! Cieszę się, że mogliśmy pomóc. :)
UsuńRównież pozdrawiam! :)
Hej, a ja mam takie szybkie pytanie - czy to prawda że paznokcie rosną po śmierci jeszcze jakiś czas?
OdpowiedzUsuńNie jest to prawda. :)
UsuńPo śmierci ciało się wysusza, a skóra pozbawiona wody obkurcza się wokół włosów i paznokci- stąd wrażenie, że rosną.
Podrzucam link do artykułu o znanych medycznych mitach, gdzie piszą o tym zjawisku: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2151163/ .
Dziękuję za odpowiedź i to jeszcze szybką :-)
OdpowiedzUsuńJuż wyobrażam sobie minę chłopaka, jak o 6 rano włączam lampę, żeby "naładować się" pozytywną energią ;)
OdpowiedzUsuńZawsze można "naładować się" w łazience ;).
Usuń36 year-old Executive Secretary Emma Ertelt, hailing from Aldergrove enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Kitesurfing. Took a trip to Al Qal'a of Beni Hammad and drives a Mustang. Polecane do czytania
OdpowiedzUsuń